Dlaczego Islandia?
Marzenie zaczęło się od kilku zdjęć zobaczonych w internecie, wołających do mojej lekko mrocznej, artystycznej i wrażliwej strony duszy. Czarny piasek świecący jak diamenty i krajobraz, który na kolorowych zdjęciach wygląda jak czarno-biały. Wiedziałam, że kiedyś tam na pewno pojadę, ale marzenie zaszufladkowałam do kategorii „w odległej przyszłości, bo przecież tam jest drogo”.
Początki ALEBOSCO
Historia tego, jak trafiliśmy na Islandię jest dla mnie niezwykła, ale żeby ją Wam dobrze opowiedzieć, musimy się razem cofnąć w czasie, do końcówki 2018 roku. Kilka miesięcy wcześniej w końcu założyłam firmę i zaczęłam się rozkręcać – aktywna na Facebooku, Instagramie, procesor w komputerze aż skwierczał od tempa obróbki nowych zdjęć. Mimo, iż śluby fotografowałam już dziewiąty rok, pojawiały się jakieś chwile niepewności. Czy wystarczająco się wyróżnię, czy będę mieć siłę przebicia, to „coś”, co mają koledzy po fachu? Tomek bardzo mnie wspierał, wzięliśmy udział w targach ślubnych i okazało się, że ludzie doceniają nasze zdjęcia, zamiłowanie do naturalnego koloru i podejście. Do ALEBOSCO trafiły pary czujące nasz klimat, dzięki którym zrozumiałam, że można prawdziwie kochać to co się robi, kiedy robi się to szczerze i w zgodzie ze sobą.
Jak trafiliśmy na Islandię?
Zobaczyłam ogłoszenie Justyny, że wraz z Karolem szukają kogoś, kto sfotografuje ich na Islandii. Szczerze? Miałam wątpliwości, czy w ogóle napisać. „Będę jedną z wielu, na pewno będą lepsi, z piękniejszymi zdjęciami/lepszą gadką, nie dam rady się przebić” – te myśli przytłaczały tak strasznie, że ciężko było się spod nich wydostać. Ale marzenie o Islandii wysunęło się z dawno zapomnianej szuflady i zaczęło dawać mi znać, że to może być ta szansa, o której myślałam, że nie będę jej mieć! Zdecydowałam, że najgorsze, co może mnie spotkać, to odmowa albo w ogóle brak odzewu. Ale brak podjęcia działania byłby jeszcze gorszy.
Postanowiłam napisać do nich szczerze, że to moje marzenie. Że uwielbiam robić zdjęcia prawdziwych ludzi i ich emocji, że chcę tym żyć i wiązać się na dłużej niż dwie godziny przed obiektywem. Nie chciałam snuć wywodu jakim to jesteśmy niesamowitym duetem fotograficznym (a jesteśmy super!) z dziesięcioletnią historią za pasem, bo to czyni nas jednymi z wielu. Chciałam, żeby Justyna i Karol zobaczyli coś więcej, niż tylko kolejny duet fotograficzny. I wyobraźcie sobie, że zobaczyli w nas ludzi, jakimi jesteśmy i zaprosili do Keflaviku.
Okazali się być cudownymi ludźmi (i bardzo odważnymi! – zaprosili nas do swojego domu), z którymi spędziliśmy świetnie czas. Razem jedliśmy, zwiedzaliśmy, robiliśmy zdjęcia. Nie znając nas, wpuścili nasze aparaty na kilka dni do swojego życia na Islandii, co było dla mnie niezapomnianym doświadczeniem i za każdym razem, kiedy je wspominam, robi mi się ciepło na sercu. Chciałam, żeby zdjęcia oddały ich dokładnie tak, jak ich zobaczyłam. Pięknych ludzi, pełnych miłości, uśmiechu i dobrego humoru.
Moment, w którym Justyna napisała w odpowiedzi na moje zgłoszenie, był momentem przełomowym. Zrozumiałam, że warto otworzyć się na swoje marzenia i na ludzi, a wszelkie strachy i obawy trzeba rozkładać na czynniki pierwsze, bo wtedy tracą swoją moc. Znalazłam swoją siłę.
Justyno i Karolu, dzięki <3
P.S. Jeżeli ktoś z Was śledzi fanpage Nasza Islandia na facebooku, to na pewno kojarzycie tą parę 🙂
J.

Dodaj komentarz